środa, 17 lipca 2013





I tak o to zleciała  pierwsza połowa wyjazdu. Cały tydzień spędziłam na chodzeniu po Manhatanie, muzeach, budynkach, i na zakupach :3
Miasto powala wielkością, architekturą i tętniącym w nim życiem. Strasznie podoba mi się to, że tu każdy ubiera się, i zachowuje w taki sposób, w jaki ma ochotę. Ludzie nie obracają się za siebie, widząc kogoś z tatuażem na pół twarzy, nie komentują i nie wyśmiewają. Jest tu cała masa turystów. Myślę, że nowojorczycy omijają główne ulice, albo wychodzą pod wieczór, kiedy znika już fala chińczyków.
Jest dobra, i tania kawa w starbucksie, ale za to jedzenie nie ma smaku. We wszystkim jest pełno cukru. Z drugiej strony, na dziale słodyczy i płatków śniadaniowych czuje się jak małe dziecko w sklepie z zabawkami. A propos dzieci, to mają tu takie wspaniałe możliwości, jest tyle do zrobienia. + kto by nie chciał, iść do 3 piętrowego sklepu z zabawkami na Time Square, który między piętrami ma użytkowy diabelski młyn ? :o
Ten weekend spędziłam nad Niagarą, i na rejsie po rzece św. Wawrzyńca - inaczej zwanej miejscem tysiąca  wysp. Ile bym dała, żeby mieć taką swoją wysepkę, gdzie woda jest przejrzysta.
To tyle jeśli chodzi o ten tydzień. Trzymajcie się <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz